I.
szczurki i zające przecinają linie parku piszcząc szukają miejsca w
folwarku miasta pokrytego gumą marzeń, które pod naszą dumą chowają tkanki
pełne wyparzeń
samochodowo-śmieciowych historii podeptanych przez sneakersy w euforii momentu jeszcze niepoznanego pod ziemią lepiej szukać czegoś nieokiełznanego więc wybaczcie mi mój brak zainteresowania zastąpionego prostą chęcią robienia prania biegnę pod krzaczek jak szczurek żyję pod cienką warstwą metrówek i powoli wymierzam zniszczenie
II.
znudzona wyciągam pestki chii zagnieżdżone w paznokciowej szyi jak tam te
drobinki wlazły ?! oby tylko nie przemarzły ! moje skostnienie (i
znudzenie) porasta nawet najcieplejsze wspomnienie. Lecz one do tego co
było dostępu nie mają na szczęście tak sobie tylko agresywnie trwają
łapiąc za rączki naskórek i wiązki komórek nie moich.
transgresje ich na ogół mnie rozczulają wiem jednak, że mnie biologicznie udupiają tak, ryzykuję infekcje, jakieś obiekcje ? na początku mnie coś paliło wiedziałam co mnie tropiło jednak odmawiałam zewnętrznej ingerencji nie chcąc przypomnieć sobie adresu lekarza, bałam się medycznej atencji pisałam dalej z palącymi palcami
How to compose this question? (reminded again) The master's tools cannot dismantle the master's house Peut-être it's a matter of expression. That's the word that stuck this week. I express through making. I express through writing. To express means to communicate. Or does it? Maybe it's more about filtering something in order to extract. Etymologically 'to press out, to obtain by squeezing' ('exprimer' in French, or the Italian 'espresso'); in Latin 'represent', 'portray', but also 'translate'. Mixed feelings fill my gut. Empty(i and ness). Spits of stone. Tomorrow covered in construction dust. Wanting to turn away, wanting to turn myself over...desire confuses, shallow thoughts are all I can master today. Desperate for answers and coins of luck, maybe some familiarity too? Yet again in a foreign land, how to distinguish what hasn't pierced the skin yet. How to compose this question?
I'm trying to think back at the process of art making. What happened then? I recall reading and note taking, that's always been there. I could not work out a tradition nor a trajectory. Art was only a political thought. Beauty played no role in it.
The matter of: impulses, muscles, natural rhythms of the day. When does the heart speed up? What feels forced? I can describe one thing that happens: I know of someone who works as an artist. I've learned about their work through something I read, a film, a poster, any medium. I look them up, they start sitting in the corner of my head. Waiting. Until they resurface again. They call themselves artists. They exhibit in galleries, trucs they've made, or collected. Then I skim (never attentively read) articles interpreting their shows. The moment I see the photographs of their work displayed in a gallery, my stomach turns. I immediately loose interest. I continue thinking of the artists as people who'd be fun to meet or have a conversation with. I don't admire they work. I find their exhibition practice silly. I judge often, and am generally more attentive to a mix they've released or a caption to their social media post. Or how they dress. In a way I'm more interested in all they do outside of their art.
How to compose this question? There is a spotlight characteristic to being an artist that I find nauseating. It's not the issue of why share but whom to share with. Who goes to galleries? In a way, it's just a shop that lets you come and not buy anything but when you don't have enough money (and it's visible) you will not be respected. Unless there is a nice intern there. Or you're coming as a friend of the artist. Or is this bitter? This is bitter! But why do I care? And judge. Galleries are also the only places enabling artists to actually make a living through their work. Could it be that it's simply a model that didn't speak to me? Can I abandon it? If yes, then how?
To start anew: it begins by thinking differently. Can I let go of the idea of myself as an artist? It's what I studied, it's what I had so much hope for and in. But it's a profession I cannot handle. Not as the one exhibiting and not as the one putting on an exhibition. I've started to glimpse a different path. But I need to step off of this one in order to find the beginning of the other. I am no longer interested in exploring the multifaceted definitions of art. I'm getting older and losing interest in ephemerality. I want to build things that last. I want to be busy with material notions and revolutionary thought. Sketch: How to unsubscribe from the art world? What I love: reading, drawing, writing, cooking, textiles, and fashion. What I'm falling in love: the possibilities of computer programming, design, interior objects, audio. So then maybe more fun than expression? Like joy of the world that's being made? The joy of birthing a tactile surface that can wrap you body, hold your ass, be the spell you can walk on? Knowing other textile lovers?
How /Where - do - you - imagine /dream - of - yourself/your - spills/spells?
How to compose this question? The trick is the earning of a life. I know I will be reading and drawing until I die. I feel pretty much the same about writing. But I can't see these activities as sources of life income. I want them to be gifts. And yes, I want to publish a book. But I don't want the need for money to affect how and what I write. All these practices are for me the essence of freedom. As long as I can continue engaging with them, I will be free. Now. I'm 26 years own and I'm the poorest I've ever been. In a way I allowed myself to come here. Maybe I needed to feel limited in order to appreciate the need for limitation in the making of oneself. The consequences of choices. I was born into many instabilities but not financial ones. I was and continue to be supported by family money, money I did nothing to receive apart from being born. In that sense I get a lot of gifts. And so I feel like I have to give back a lot. One of the ways of giving back I entangled myself in pretty early on is working for free. I had enough to live off, and my needs were not grandeur so I could afford giving this way. Apart from minor exceptions, I worked for free since I was eighteen years old. I thus have a lot of peculiar experiences that still figure strangely on my CV. I met a lot of nasty people, with few incredible exceptions. Up until now my life has resembled a slalom: I would always be focused only on the single pole ahead and would trust the rest will reveal itself just in time for me to make an accurate turn. I no longer want to slalom like this.
I want to map out the slalom first. I want to pay attention to how I slalom and who's cheering down the slope. I'm curious to know how to cultivate attention towards the smallest bricks of the house I want to built. I always thought of myself as careless, even sloppy. I now see it's really a picture I was painting of myself. I have pay a lot of attention to detail. I'm just rushed most of the time so I end up making sloppy things. I need to give myself to a practice that feeds me daily snacks of joy so that I can continue on my path to becoming a real bird and I no longer have to use my tongue to speak. That's what it means to go back up to the tree.
Perhaps in a sense I want a business plan. A sketch of a path that would point out the ways I can continue creating things, making experiences and objects and designs but do so in a way that takes into account spendings and earnings; that takes into account putting money aside for when I'm old and sick or for when I want to buy you a gift or travel to see a friend. I mean, it's clear I don't want to work for other people unless it's someone who I can actually learn something from. I need to learn so much more.
Wygodnie mi zyć w otoczeniu języków których nie rozumiem. Lubię tonąć w niezrozumieniu, rozciągać każdy proces, który z założenia ma prowadzić do konkluzji. Fajnie jak myślisz, że jestem kimś innym. Jeszcze lepiej jak nie masz pojęcia skąd się wziąłem. Cudownie jak nie zwracasz na mnie uwago. Wymykam się. Niezgoda jest nasza siostra, nie wiedziałeś? Zamknij oczy, wyciągnij palec, przeciągnij palcem po powierzchni. Czujesz tarcie? To tarcie to życie, tak się czuje idąc ulicą, ocierają mnie wzrokiem, ja ocieram podłogę, która w końcu kończy się i zaczyna trawnik. Przyspieszam. Część, do widzenia.
Patrzę tam Gdzie rytmicznych mam Tańczy okrąg.
Zabierz stąd swoje współczucie Zrób coś z wyczuciem choć Nie, nie chodzi o takt Nie martw sie
Pociągiem pobieżnym wrócę w dokładnie to samo miejsce gdzie mnie zostawiłaś. Wyciągnę serducho i położę przed tobą na talerzu i a ty podniesiesz mały widelczyk deserowy i będziesz skubała. Serducho zapiszczy parę razy aż przyzwyczai się do ukłuć. O. Pamiętam to. O. Już tu byłem. Witaj w domu.
Pieprze wszystkich którym wygodnie w normatywności.
jako pokolenie nie bawimy się tak jak wy. wy w ciągłu ruchu, w ciągłym zaaferowaniu, wciąż myślicie o tym jak odbudować świat. myślicie, że wasze traumy są absolutne, jedyne, często: wyjątkowe (przecież to największa zbrodnia ludzkości!), a ten kontekst, to osadzenie was tylko w tych przekonaniach utwierdza. jak to jest więc, że. w tym osadzeniu jesteście ślepi na wyrzutków waszego otoczenia? Że nie widzicie co miażdżycie, po ilu tragediach przeszliście już dawno temu, że to co przed oczami to tylko jedna linia frontu. Dlaczego przekraczacie granice? Jak przekraczacie granice? Ile granic przekraczacie w ciągu jednego dnia?
Stoję w miejscu. Stoję i rozglądam się. Cały czas się coś zmienia. Przekroczyłam jakąś linie. Rozglądam się jeszcze bardziej. Gdy czuję się na granicy słowa, przełykam ślinę, a słowo wraz z nią znika w przepaści mojego gardła. Większość pozostaje niewypowiedziana.
Dla zabawy? Dla zabawy gonię własny ogon lub zsuwam ci spodnie z tyłka jak zmywasz naczynia tak, że twój fiutek wpada do zlewu, i moknie razem z widelcami. Dla zabawy śpiewam piosenki rymowane idąc ulicą; piosenki są bardzo o ulicy - o tym co na niej, obok niej, pod nią, co było i co może się wydarzyć.
Najnaturalniejsze wydaje mi się chodzenie, czasem bieganie. Jak idę centrum przez miasta to czuję się radykalna. Na wsi czuję się dziwna. Najlepiej jest przy jakiejś skale lub wśród drzew.
I z tym wszystkim wciąż chciałabym dla niej więcej. Czy jeśli tylko połowa życia się nadaje to wystarczy? Czy jest coś gorszego niż samotność?
Napięte mięśnie, pustka w głowie - odsuwam cię dla bezpieczeństwa czy dla wygodny? Nie mów mi znowu, że to coś ważnego, powiedz mi za to coś uważnego, coś wyważonego, i miłego. Przytul.
śsij.
I see police beating students. I see police beating students. I see police beating students. I see police beating women. I see police beating women. I see police beating white men. I see police beating brown men. I see police beating black men. I see police killing black men. In my neighbourhood pamphlet there is a two page spread on police. The caption begins: 'You must have seen them around.'