drop słów

(1)

Pędzę do następnego. Bo trzeba, prawda? Mimo, że granica przepaści wciąż kruszy mi się pod stopami. Chcę się zatrzymać, ale nie tego uczyli. Chcę wspiąć się ponownie na gałąź, i zastygnąć w obserwacji świata.  Czytam: To (...) w jaki obrazowana jest polityka, ma znaczenie dla myślenia o polityce.  Reprezentacja stała się esencją ruchu. Nie jestem dobra w tej grze. Znowu wraca przekonanie, że trzeba szukać na innym polu, trzeba wejść w aktywność dłoni, przestać nadziewać się na nie moje pragnienia.

(2)

powrót kółko wieczór w nieznanym i nowym. to może tu była ona. poezje w paragrafach ale tylko chwilowo. czytanie na głos dźwięk zawsze dotyka najgłębiej.

(3)

nic. Wracam tu po paru dniach bo tak smutno no i lubię oszukiwać. Przypomniałam się sobie. Noszę szorty rowerowe i over-sizową koszulkę lacoste w odcieniu czekolady. Idę ulicą, w japonkach, z mrożoną kawą w jednej dłoni. Druga jest pusta, chociaż cały czas swędzi, wczoraj nie przykryłam jej dobrze więc pogryzły ją komary. Poza tym wszystko jest dobrze. Słońce świeci, ja oddycham, idę gdzieś, gdzie, nie ma to znaczenia. Ważne, że mogę skądś wyjść i gdzieś wejść. To jest pisanie.

(4)

W przedwerbalnym ciało było zielono-niebieską energią, zieleniejącą, zazielenioną i barwiącą na niebiesko kamienie, czerwoną od mułu wodą i wody powodziowe półdrapieżne ryby, zacienione cienie topoli i wierzb.

(5)

(Walking to the library (hard to type due to smashed finger). Another body almost hit by a track. Boy-pricks running into people on their steps, laughing at their carelessness and the amount of noise they make. Only doubt, so much doubt. There has been so much blankness. And so much contempt around expression. All fails at uplifting me apart from you. You are my greatest art. I struggle seeing a thread through it all. I can only notice how much time I invest in being an identity, being something I'm not. But I'm too lazy to do the work. I don't know labour. And I'm barely familiar with expression. I'm a floating stone passed from one hands to the other. Inapt. Two mosquito bites on one cheek. The misplaced. It was so foreign to hear words of certainty. )

Chodzi po mnie kobiecość. Chcę ją winić za to uwarunkowanie, które wciąż afirmuje moją otwartość, dostępność. I też to ciągłe w niej przegrywanie, przegrywanie w reprezentacji, i magia innych osób, które gdzieś jakoś to okiełznały, dosiadły, przemieniły w siłę. Myślę, że część mnie chciałaby nosić w sobie oszałamiające piękno. Takie piękno, które intryguję. Tak jak wszystkie moje obrazy robią się tylko brzydsze, tak i ja sama z czasem tylko brzydnieje. Pasuje mi to, gdzieś mi w tej brzydocie wygodnie. I nie. W brzydocie robie się wściekła, to 'ire' to tu.

Jako osoba z edukacją artystyczną zawsze gubiłam się gdzieś w pięknie. Wypierałam sztukę, która się tylko na pięknie skupia. Trzeba przecież komunikować, kwestionować, drażnić, kłuć. Zbywałam piękno jako błahe, nieważne, byłam niedbała. Niszczyłam. Nie mogę się więc nazwać twórcą.

Ale chciałbym dać sobie jeszcze jedną szansę. Imponują mi osoby, które oddają się pięknie, twórczości, rzemiośle. To zawsze komunikuje. Patrzę jak malujesz, jak rysujesz i połyka mnie to, mogę patrzeć godzinami. Też tego chcę. Chcę fascynacji, procesów, kolorów. Nie chcę wszystkiego rozwalać. Nie wiem jeszcze co by się stało jakbym poświęcił się praktyce piękna, ale wiem, że jako chłopak mi z tym wygodnie. Może mogłaby też to być pewnym rodzajem tranzycji, formą wyjścia z tej siebie, z tej klatki, którą jest dla mnie kobiecość.

Zawsze jak wchodzę do pomieszczeń pełnych tkanin, przyspiesza mi serce. Mogę dotykać w nieskończoność. Wszystko staje się intrygujące. Potrzebuję czuć tego więcej. Dekonstrukcja jest ciekawa, ale czuję że już znam każdy rozłożony kawałek. Chcę budować. Poza tym we wszystkim jest historia, jest mokry oddech i pleśń.

'slavish' translates to 'niewolniczy', 'bałwochwalczy' sprawdzanie intonacji krzyku dochodzącego z ulicy.

Pisanie jako inna osoba niż 'ja.' Pisanie tylko w rymie. Kolektywny project w formie powieści. Humor humor humor. Jestem ptakiem. Afirmatywnie istnieje jako ptak.

(6)

wielkie podziękowania dla Sz. za podsunięcie mi albumu Nosowskiej z 1998 roku pt. "Milena". Oto tekst jednej z piosenek

Chciałoby się

jest taka ławka
w samym sercu parku
gdzie przesiadują niedziele
dwie panny suszone śliwki
z dłońmi w koronkach
w brązowych paltach
pod wspólna parasolką
schowane przed deszczem
kasztanów znają język
wiewiórki i mowę drzew
noszą takie same tanie klipsy
w kształcie ślimaków
urzeka mnie sposób w jaki
jedzą ciastka kupione
w sklepiku tym ze sprzedawcą
bez ręki suszone śliwki
pokochaj je suszone śliwki
kasztanów deszcz

Wrzucam go tu dla przypomnienia, że w przyszłym tygodniu (to jest od jutra) piszę tylko rymem.

return