Śmiałam się wczoraj z tego kubka w wannie. Czułam, że trzymam historię o której czytam. Zielony kubek, logo firmy Knorr, rysunek autorstwa Mleczki - does it ring a bell? Gorący kubek, zupki instant towarzyszące większości koloni, wycieczek szkolnych, obozów. Czipsy i zupki instant. Kiepska skóra, stołówkowe jedzenie. No i soki, dużo soków, rzadko owoc, może banan, od czasu do czasu. Zdecydowanie plastikowe dzieciństwo. Istnienie jest ścisłą plątaniną. Ilość połączeń między mną a firmą Knorr, tylko za mojego nie tak długiego życia, wydaję się być nieskończone. Czasem mnie to przytłacza. Czuję bezsilność i tragi komiczność, które wwiercają mnie w ziemie i mogę jedynie bezczynnie obserwować poruszające się wokół mnie ciała materii. Myślę, że poczucie sparaliżowania jest wielu osobom nie obce, a wręcz bliskie. To nasza i wasza historia. Nie wszyscy chcemy zagryźć się na śmierć.
Co widzisz patrząc na Gorący Kubek Knorra? Ten kubek zapakował mi dziadek jak opuszczałem po raz kolejny ojczyznę. Zauważył chyba, że długo zajmuje mi kupowanie dla niego niezbędnych obiektów codziennego użytku, stwierdził więc, że 'nie zaszkodzi.' Ostatniej nocy przed podróżą wkradł się do mojej walizki i wepchnął tam zapakowany w folie bąbelkową kubek. Jak go tam zmieścił nie mam pojęcia, nawet szczoteczki do zębów tam nie zmieściłem. Ale pewne sposoby dziadka są mi nie znane, pewnie na zawsze takie pozostaną. W końcu dziadek należy do innej historii.
Dziadek urodził się na granicy trzech państw, dwóch dzielnic oraz pięciu tożsamości. Zawsze wmawiałem sobie, że to dlatego czułam się mu bliska, to poczucie bycia pomiędzy, nie przynależności było naszym mostkiem, na którym spotykaliśmy się od czasu do czasu i ze śmiechem obserwowaliśmy szumiący pod nami strumień rzeki. Dziadek doceniał wszystko co płynnie, kochał wszystkie wodne stworzenia co oznacza, że kochał też ludzi, choć była to jedyna miłość, która mu dokuczała i w którą od czasu do czasu wątpił. Wyróżniała go niespotykana płynność umysłu co sprawiło, że był idealnym kandydatem do rozmów z dorastającym dzieciakiem pełnym zmiennych opinii oraz nerwowych zawrotów uczuciowych. Dziadek był w duchu nauczycielem, ale zawsze nieświadomie. Gdy mu to mówiłam, dostrzegałam cień uśmiechu w kącikach jego wąskich warg. Pomimo tego nigdy nie rozważał nauczania jako potencjalnego zawodu. Być może był na to zbyt wrażliwy. Być może systemy szkolnictwa, z którymi się spotykał zbyt mocno odbiegały od jego definicji edukacji, która nie zakładała żadnych absolutności. W jego ustach koncept prawdy zawsze związany był z konceptem empatii, a wypatrywanie ptaków było ważniejsze niż analizy tabelek. Świat aż pękał od historii.
Dziadek jako jedyny wiedział i doceniał to, że zmienność moich opinii nie jest 'fazą' a stanem bycia. Sam taki był (jest). Dziadek najbardziej ceni wyobraźnie, być może dlatego że to ona go stworzyła.
Dziadek, dziad, przodek, ktoś kto był przede mną. Niektórych przodków dobrze jest sobie wymyślić, upleść z opowieści innych, bliskich i dalekich, i afirmować to pokrewieństwo. Mój dziadek to zlepek McKenzie Wark, licealnego nauczyciela polskiego, troszkę w nim też Gombrowicza i Virgini Woolf. Myślę, że inny nazbierają się jeszcze po drodze. Dziadek może wrócić w troszkę odmienionej formie.
co jest częścią ciebie a co jest zostało tobie przypisane? czym jest odpowiedzialność gdy zakorzeniona jest w goryczy i cierpieniu nikt nigdy nie ma tylko ciebie jest nas tak wiele wymyślajcie się na nowo i na staro
Kapitalistyczny koszmar
Ulice toną w śmieciach i w ludziach. Ludzkie ciała zdają się albo być w stanie stałego protestu, albo wiją się w całkowitym odurzeniu, nie mogąc znaleźć drogi do baru. Byle tylko nie do domu. Domy stały się ciekłe. Wiele ulic jest blokowanych przez para-policję. Nikt nie wie dlaczego, ale pojawiają się znikąd, łapią trzy przypadkowe osoby i blokują cały tłum w alejce. Ciała szybko stają się agresywne i wtedy wszyscy są winni. Ostatnio szłam ze starą znajomą, znalazła mnie jakoś jak starałam się pobiegać wokół bloku mówiąc, że wie gdzie jesteś. Od początku ciągnęła mnie trochę, ale nie była agresywna. Jak zauważyłyśmy ludzką blokadę przez nami zasugerowałam, żeby skręcić, ale ona, już w rozpędzie, runęła cały ciałem na policyjnego robaka ramion. Trochę mi zajęło, żeby ją z tych sideł wyciągnąć, szczególnie, że nie zdawała się się zbyt chętna do wywinięcia z tej plątaniny kończyn. Chyba zaczęłam krzyczeć i w końcu szłyśmy znowu z powrotem, ale w rozedrganiu, którego ona nie zdawała się opanować. Byłyśmy ubrane na czerwono. Wchodzę do budynku, w którym znajduje się moje wynajęte mieszkanie. Jest to gigantyczny budynek biurowy. Kiedyś cały parter wypełniony był luksusowymi butikami owiniętymi w kryształowe szkło. Jeszcze pamiętam jak pachniały takie miejsca: jak tania wersja perfum Chanel no 5, opstrzona sztucznymi kwiatowymi woniami. Teraz pachnie mokrą skałą, czasem można się natknąć na woń ludzkich sików. Idę konkretną chwilkę. Przedzieram się przez nieprzyjazne korytarze, w oddali widnieje już winda, jedyna droga do niekończących się pięter mieszkań. To wręcz niepoprawne, że nie ma nigdy do niej kolejek. Ludzie rzadko wracają.
Dochodząc do windy zauważam, że nie jestem sama. Podchodzi do mnie mężczyzna, mniej więcej w moim wieku, z oczami pełnymi sympatii i skórą o trzy tony ciemniejszą od mojej. Pyta czy nie pojechać ze mną windą. To pytanie nie zaskakuje mnie. Szybko zgadzam się z wdzięcznością. Wsiadamy razem do metalowego pudełka. Wtedy dociera do mnie z zaskoczeniem, że nie pamiętam mojego numeru mieszkania. Obserwuję jak mój towarzysz naciska guzik swojego piętra. Blokuję się, potem sięgam do kieszeni i wyciągam klucz: 88A. Gdy dojeżdżamy do jego piętra pojawia się w windzie trzecia postać. Jest to mężczyzna po 50ce ubrany w oversizowy płaszcz wyprany z jakiegokolwiek koloru i kształtu. Mój towarzysz zauważa go dopiero po wyjściu na swój korytarz. Odwraca się z zaskoczeniem i pyta dlaczego ten płaszczowy gość się tam pojawił. Ten odpowiada, że jest technikiem. Rzeczywiście pojawił się od razu podłączony do kabelków. Wyciągnął jedno z serc windy i w nich grzebie. Zdaje się mnie nie zauważać. Gdy widna podjeżdża się piętro wyżej, stajemy nagle w miejscu. Jegomość w płaszczu odwraca się do mnie i ogłasza z oczywistością, że mam dwa wyjścia. Wskazuje na wciąż widoczny przez nas parter, na smukłą kobiecą sylwetkę, która wchodzi właśnie do budynku. Proponuje mi, żeby potrzepać mu penisa, ale tylko do granicy wytrysku - nie che robić bałaganu. Jeśli nie jestem chętna to zostawi mnie w spokoju, ale zjedzie od razu na dół do tamtej kobiety i ją zgwałci. Nie jestem zaskoczona. Byłam już w takiej sytuacji pary razy. Ze zrezygnowaniem przystępuję do zadania numer 1. W głowie widnieje mi mój towarzysz, który widzi zatrzymaną windę i wyobraża sobie najgorsze przeklinając samego siebie, że nie odprowadził mnie do samych drzwi mieszkania.
Zauważ jak tworzy cie przestrzeń. Trudno to wyjaśnić ludziom o stałych korzeniach, tym beż doświadczenia migracji, przeniesienia, przesiedlenia. Myśleć można wtedy o różnych domach albo chociaż o dynamice różnych pokoi, w których spędza się czas. Powiew wiatru zaokrągla ci plecy i zmacza oczy. Latająca chmar muszek wprawia cie w niespokojne drganie. Dźwięk specyficznego akcentu rozszerza twoje usta w uśmiechu, albo wywraca twoimy gałkami. Rozpoznając znajoma ulice rozluźniasz się. Siadasz na przystanku obok obgryzonej kurzej kości. Czystość ulic wprawia się w spokój, zdaje się mowic: wszystko jest pod kontrolą. Rzeczywiście, wszystko tutaj jest kontrolowane. Jak daleko od spokoju do paranoi? Rozpoznajesz charakterystyczną konstrukcje z drewna, w jednym w twoim domów uzywana do odbioru śmieci. Kiedyś robiłaś to inaczej. Ten nieporządek za którym tęsknisz widzę w twoich oczach. Nie mówię ci, że sama go szukam. My bardzo szybko zapominamy. Wystarczy usunąć budynek, wyciąć drzewo, wyrzucic zdjecie. Rozumiem, ze efemeralnosc jest częścią naszej natury. Ale trudno mi zaakceptować to, że wolimy wygodę od pamięci. To, że zapominamy o swoim dziecięcym oku. To, że tak długo powtarzamy sobie to co nam powiedziano, a nie to co sami pomyśleliśmy. Nie widzimy wszystkich, widzimy jednostki. Sięgnij do kieszeni, wyjmij z niej przedmiot i powiedz mi kto go stworzył. Nasza obsesja autorstwa jest powieszchowma, wręcz instrumentalna. Wszystko co nie niewygodne usunięto nam sprzed oczu. Zastanów się gdzie żyjesz. Pomysl kogo widujesz. Czy wszyscy ci ludzie nie są wręcz nieanturalnie do siebie podobni? Kwestionuj autonomicznosc swoich wyborow. Nie wmawiał sobie niewinności. Szukaj. Pytaj. Wsłuchaj się w to jak dzisiaj brzmi Ziemia. Chciałabym pójść na zajęcia z historii uczuć. Porozmawiać o tym jak się czuje ten co okrada tysiące ludzi z ziemi, która ich stworzyła. Albo jak to jest wykłuć kawałek ziemi z jej serca. Jak to jest żyć w strachu przed innymi. Jak to jest żyć w strachu przed samym sobą. Żyć - umrzeć - jedyna wspólną drogą. Wytworzyć - to coś innego. Zwróć uwagę na to co codziennie cie wytwarza. Czyje historie, których słuchasz, stają się autonamtycznie twoimi historiami. Jak to co wsmarowujesz w swoją skóra wchłania się i staje się częścią ciebie. Albo jak oddajesz swoją wadę światu w pewności, że kiedyś do ciebie wroci. Zauważ co jest pewne. Co ci się skończyło. I co może skończyć się jutro.
Kamizelkę zrobiła mama. Kupiła włóczkę gdzieś w internecie, z Niemiec podaj że. i jestem prawie pewna, że jest to bawełna. Granatowa. Więc farbowana. Czyje ręce ją farbowały? Nie wiem. Gdzie rosła bawełna, która od paru lat jest swoistym kocem dla mojej skóry? Czuję, że aby się dowiedzieć musiałbym mocno pogrzebać. Czuję też, że nie mam do takich badań cierpliwości. Spodnie są z lumpa, z Londynu. Mój ulubiony odwiedzinowy spocik, który znajduję się za rogiem mieszkania mojej siostry. Zawsze znajduję tam mnóstwo skarbów, które potem trudno mi dopchnąć w samolotowym bagażu podręcznym. Spodnie są syntetyczne, w dwóch warstwach: translusentnej szarości i kremowej bieli. Ta biała warstwa, bliższa nogom, ma w sobie perłową poświatę, która pięknie połyskuje w chodzie. Zakładałbym poliester jako tworzywo, z którego zostały stworzone. Sprawdzam: tak to 100% poliester, czyli materiał, który powstał w wyniku działania chemików w laboratorium. Materiał ten wymaga znaczącej ilości energii, w tym procesu topienia czyli praca z wysokimi temperaturami. Skąd więc ta energia? Łańcuch się powiększa, chociaż i u bawełny można by zadać to samo pytanie. Trzeba wziąć pod uwagę ziemię, wodę, słońce, wiatr...proces rozdrabniania tych składników jest dla ludzkiej głowy przynajmniej przytłaczający. Wszystko się łączy. A to tylko jedne spodnie w morzu materiałowych kompozycji, którymi otaczamy się na co dzień. Jak myślę o tym ile tego wszystkiego jest, głowa mi się gubi. Jako że jest to obiekt z drugiej ręki, zawsze bardziej ciekawiła mnie znajomość poprzedniego właściciela niż autora tego garmetu. Ten akt posiadania rozprasza moją uwagę i łączy mnie z ideą innego człowieka, gatunku, który mocno sobie upodobaliśmy. Jak ten człowiek komponował swoją sylwetkę w tych spodniach? Czy przykułby moją uwagę przechodząc obok mnie na ulicy? W jaki sposób te spodnie mogą nas łączyć? Jak nas łączą?
Moje dłonie dotknęły dzisiaj tysiące powierzchni. Przez klamki, skóry, chleby, włosy, piaski, papiery i oczywiście wodę. Zbawienna woda, jedyna płynność pozwalająca wymazać niektóre zakumulowane historie. Strasznie dużo dotykam. Czasem bardzo mi szkoda, że nie mogę zobaczyć całego życia które kipi na moich dłoniach. Mogę jedynie, może troszkę perwersyjnie, włożyć palec do buzi i myśleć o rewolucyjności kontaktu tych dwóch światów, tak różnie uporządkowanych. Doceniam możliwość poczucia świata od wewnątrz. Niesłusznie ciekawość przypisywana głównie dzieciom, jako wizualnie zamknięte twory skórne, wydaje mi się to zupełnie naturalne, że tak ważne są dla nas nasze szpary: usta, oczy, odbyty i pochwy. To one sygnalizują nasze ciągłe wylewanie się, tą bezpośrednią łączność manifestującą się w materii widzialnej, przynajmniej częściowo. Zastanawiałaś się kiedyś nad procesem żucia, tej transformacji pięknego kąska, który podlega radykalnemu 'spapraniu' przed przełknięciem, przed tym finalnym aktem imersji wewnętrzności z wnętrznością? Wszyscy zawsze jemy papkę. Wkładanie w siebie rzeczy wiążę się z niewiarygodnym zaufaniem. Tutaj woda króluje jako nasza najbliższa życiowa partnerka. Po części dlatego, że nią jesteśmy, ale jak ona nie wyglądamy, nasza relacja z wodą różnie wybrzmiewa w społeczeństwie. Jest ona cudem i codziennością; czymś niezbędnym i dziwnie skończonym. Tak jak my, ciągle porusza się i zmienia stany bycia. Snujemy o niej opowiadania i zniewalamy ją. Ale nie możemy żyć bez niej. Jesteśmy w niej a ona w nas. Woda utylizowana jest we wszystkich procesach twórczych obiektów, którymi się właśnie otaczasz. Płynie pod tobą i kłębi się nad tobą. Zaraz się otuli i w ciebie wejdzie. Położysz się w niej i zaśniesz a jak się obudzisz, ona wciąż tu będzie. Darzmy wodę uwielbieniem.
Żeby stać się drzewem należy wpierw poznać bezruch. Zatrzymanie się jest tym pierwszym krokiem, który może doprowadzić to innego zrozumienia rzeczywistości - tak naprawdę: antykrokiem. Należy zatopić się na moment w ziemi, poczuć lepkość własnych stóp i opaść z sił. Grawitacja przejmie nasze ciało całkowicie i zakopiemy się we własnej istości. To pozwoli naszym mięśniom mocniej przyssać się do naszych kości, da w końcu naszym komórkom uwagę właściwą ich ważności - obejmiemy się. Tylko czu wiesz czym jest bezruch? Zróżnicowane metody mogą nam zbliżyć się do tego stanu, w końcu, jeśli żyjesz teraz, wszystko dookoła krzyczy, pcha, obraca, pobiera, zabiera - kapitalizm żywi się tym jak ocieramy się o siebie, ta pogoń za jutrem jest gęsta i ciężka mimo, że sprzedają ją jako coś zwinnego. Ta zwinność jest iluzją utworzoną przez odwracania oczu, przez daleki eksport i hałas, brak zainteresowania słuchaniem, a to właśnie słuchanie jest dla drzew najważniejsze. Nie zrozum mnie źle, drzewa nie są w bezruchu. Ich ciała stale wibrują, obracają się, przeciągają. No i właśnie aktywnie słuchają, rozciągając coraz szerzej swoje majestatyczne korzenie. Drzewa wiedzą głębiej i dalej. My wiemy szybciej i bliżej. Trwanie w bezruchu pozwali nam poczuć nasze nauczone granice ciała. Wizualność codzienności uczy nas przepaści, która istnieje między powierzchnią siebie i powierzchniami rzeczy, którymi się otaczamy. Ta wypełniona powietrzem szpara często powoduje w nas samotność, ale też poczucie arogancji. Jak gdybyśmy nie byli stworzeni z tej samej gliny, dotykamy i przywiązujemy się selektywnie. Lubimy się odgradzać, powtarzać te granice, albo przeplatać je przez różne wymyślone kategorie. Każdą materię można opowiedzieć. Celem bezruchu jest tutaj przyjrzenie się tym z pozoru błahym opowiadaniom, które nas otaczają. Ćwiczenie zafiksowania, detaliczności, a przede wszystkim uwagi. Ćwiczenie słuchu, który jako zmysł notorycznie głębimy, nasze plany i głody zamazują jego niesamowite zdolności. Gdy wsłuchamy się w otaczające nas historie w wystarczająco głęboki sposób, one wejdą w nas i granica naszego ciała rozmaże się. Zrozumiemy, że odgrywamy role w każdej z tych historii, i nastąpi wielkie połączenie. Poczujesz w końcu zarys swoich korzeni.
Praktykujesz zatrzymanie od trzech dni. Wybrałaś sobie wygodny fotel w rogu dużego pokoju, przy oknie. Okno zostawiłaś otwarte, otoczyłaś się kocem dla bezpieczeństwa, żeby chłód nie wybił cię z bezruchu. Trwasz tak, od czasu do czasu podsypiając, poruszając delikatnie kończynami aby stymulować przepływ krwi. Na tym etapie, nie ma to już dla ciebie znaczenia czy masz otwarte czy zamknięte oczy. Znasz otaczającą cię przestrzeń na pamięć, dostrzegłaś każdy pyłek kurzu, którego wcześniej nie znałaś, każdą nierówność powierzchni. Wgniecenia, przechylenia, pęknięcia...pokój ten do tego pory wydawał ci się taki nieskazitelny, równy i uporządkowany. Godziny obserwacji ujawniły jego ludzki wymiar, jego zmarszczki, siniaki i piegi. Czujesz jak pokój oddycha razem z tobą, jak trzęsie się przy gwałtowniejszych dźwiękach i jak rozluźnia się gdy nastaje noc. Straciłaś zupełnie zainteresowanie wyjściem poza pomieszczenie, w którym trwasz. Czujesz, że może cię ono karmić w nieskończoność; cieszy cię towarzystwo nieskończonych obiektów, które, jak sobie przez ostatnie godziny zdałaś sprawę, złożone są z przeróżnych zakątków świata połyskują do ciebie ciągle niesamowitymi kolorami. Są między nimi twoje ukochane turkusy i zielenie, całe spektrum brązów i bieli...kolor przestał być dla ciebie czymś stałym. Odcienie są w ciągłym ruchu, tańczą ze światłem, czy raczej światło tańczy z nimi.
Zaczęłaś odczuwać nacisk powietrza na pory twojej skóry. Z godziny na godzinę czujesz się bliższa ziemi. Ciekawi cię kształt, które twoje ciało z pewnością wyryło w fotelu. Momentami wątpisz, że w ogóle uda ci się z niego wstać, ale szybko twoje mięśnie rozwiewają te wątpliwości - czujesz się silna, silniejsza niż kiedykolwiek. Jesteś dumna z tego jak twoje ciało potrafi wyjść naprzeciw sile grawitacji, oprzeć się jej i ją wykorzystać. Nigdy wcześniej o tym nie myślałaś; teraz trwasz w podziwie własnego ciała, ciała które jednocześnie należy do ciebie i tobą jest, które istnieje tutaj oraz wszędzie gdzie było i gdzie będzie. Dużo czasu spędzasz wyobrażając sobie warstwy siebie, których nie jesteś w stanie zobaczyć; światy, dla których jesteś tymczasowym lub stałym domem. Doceniasz każdy wdech jako łakomy kęs inności, który nieśpiesznie połykasz i któremu pozwalasz się zaaklimatyzować w zakamarkach twojej cielesności. To jak jadłaś wcześniej wydaje ci się teraz dziwne. Masz wrażenie, ze jakikolwiek pokarm w formie stałej by cię teraz zupełnie zdominował. Co prawda drżysz z rozkoszy na myśl o ponownym trawieniu, ale wiesz, że będziesz musiała połykać z umiarem, zwalniając rytm głodu które będzie chciał z ciebie wybiec. Tak jak z początku twojego zakorzeniania się czułaś mocno zarys własnych krawędzi, tak teraz trudno ci uwierzyć w jakąkolwiek podzielność świata. Przez te pare dni stałaś się fotelem, stołem, ścianą, pokojem, domem i powietrzem. Rzekomy bezruch rozciągnął twoją świadomość, i rozmył granice - zobaczyłaś siebie we wszystkim co cię otacza. Jest to wyzwalająca i brutalna świadomość. Nie masz dla niej słów, a oczy już długo trzymasz zamknięte z obawy przed przytłoczeniem. Tak wiele można usłyszeć. Zatrwożyły cię bezmiary tego jak szeroko twoje istnienie rozciąga się na świecie. Ta globalność sprawia, że chcesz już zostać w tym fotelu na zawsze, zminimalizować się, albo chociaż umiejscowić, wtopić. Teraz masz pewność, że obfitość twojej okolicy będzie cię karmić do śmierci, a śmierć przywitasz z ulgą. Wypełniona po brzegi pryśniesz z tego ciała i rozsypiesz się, karmiąc w zamian wszystko co napotka twoją sypką formę. Rozwinęła się w tobie obsesja słuchania. Jako zmysł, który wcześniej widniał gdzieś w tle twojej świadomości, teraz w pstrokaty sposób opowiada ci o wszystkich przestrzeniach istnienia. Przebudza cie delikatne bulgotanie twojej krwi, która z nudów łaskocze twoje żyły. Czasem wyprzedza ją tylko mucha, muszka lub pająk, które wykorzystują twoje kończyny jako doliny do przechadzek. Twoje stanowisko bezruchu pozwoliło ci poznać wiele żyć z ulicy: rozpoznajesz już wszystkich przechodniów po głosach, rytmie kroku, oddechu. Wiesz, kto zdecydował się na spódnicę, a kto na skórzaną kurtkę. Lubisz łączyć zebrane fakty i deliberować, czy osoba futrzasta dobrze spała danej nocy, albo jak ciężką torbę niesie. Zrozumiałaś w końcu jak zwierzęcy są ludzie, jak wiele mówią nie otwierając buzi. Pomimo całej ściany, która dzieli ciebie i ulicę potrafisz rozpoznać ich zmęczenie, przygnębienie czy beztroskę. W twojej głowie krążą różne scenariusze tego skąd przyszli i gdzie idą. Jednak to ich ruch cię fascynuje, ta możliwość opuszczenia jednego kontekstu i wejścia w drugi. Gdzie kończy się jedno miejsce a drugie zaczyna? Co się dzieje z twoimi przechodniami przed i po przejściu pod twoim oknem? Czy twoja świadomość ich ma na nich jakikolwiek wpływ? Czy ruch zawsze jest transformacją? Jeśli tak to czemu w ogóle istnieje osoba, a nie osoby? Czy nie jesteśmy zawsze inni niż byliśmy i inni niż będziemy?